O historii, w której końce stają się nowymi początkami
Pewnego słonecznego popołudnia, kiedy wiatr cicho szumiał wśród drzew, a dzieci biegały radosnymi ścieżkami, misjonarz, pełen ciepła i mądrości, zebrał wokół siebie wszystkich – dorosłych i dzieci. Wzrok każdego z nich był skupiony na nim, bo wiedzieli, że zaraz usłyszą coś wyjątkowego. Misjonarz uśmiechnął się łagodnie, a jego oczy błyszczały, jakby skrywały w sobie tajemnicę. Wziął głęboki oddech i zaczął:
„Dziś opowiem Wam historię, która może wydawać się zwyczajną bajką, ale niesie ze sobą prawdę, którą warto zapamiętać na całe życie…”
I tak, z tymi słowami, rozpoczął opowieść o pękniętym dzbanie, który, mimo swojego uszkodzenia, stał się pożyteczny i pełen nowego sensu.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
W sercu afrykańskiej ziemi, pośród błogich wzgórz i tętniącego ciepłem wiatru, żyli bracia mnisi. Ich życie było spokojne, pełne prostoty. Z dala od miejskiego zgiełku codziennie uprawiali swój mały ogródek i czerpali radość z darów ziemi. Lecz jak to bywa w tej dzikiej krainie, woda nie była w zasięgu ręki. Codziennie musieli wędrować po nią do źródła, niosąc ciężkie dzbany na ramionach i głowach – dla siebie, dla roślin, dla życia.
Tego roku nadeszła potężna susza. Ziemia wyschła, a źródło, które jeszcze niedawno obdarzało ich chłodną wodą, zaczęło wysychać. Sytuacja stała się dramatyczna. Wkrótce zabrakło nawet dzbanów. Każdy z braci starał się znaleźć choćby najmniejsze naczynie, by choć trochę pomóc ziemi, roślinom, sobie.
W starej, zapomnianej szopie, pośród kurzu, leżał dzban. Był stary, pęknięty, z licznymi rysami, pokryty cienką warstwą pyłu, jakby zapomniany przez czas. Inne dzbany były lśniące i mocne, gotowe do wypełnienia wodą, ale ten jeden – ten zdawał się niepotrzebny. Czuł się porzucony, zawstydzony swoimi słabościami.
„Kiedyś niosłem wodę z dumą…” – szeptał do siebie. „Teraz tylko leżę, jak kamień, niepotrzebny.” Całymi dniami marzył, by choć raz jeszcze przynieść wodę, zanim całkowicie się rozsypie.
I wtedy, w tym czasie najmłodszy mnich, szukając jakiegoś naczynia , zauważył ten stary dzban. Z wahaniem podniósł go.
– Może… może jeszcze da radę – mruknął, jakby nie wierząc, że to możliwe.
Stary dzban zadrżał, ale nie odezwał się. Czuł tylko jedno w sercu: „Muszę wytrwać.”
Mnich dotarł do źródła, napełnił dzban chłodną, czystą wodą i wyruszył w drogę powrotną. Z każdym krokiem dzban jęczał, jakby modlił się, by nie pęknąć. Ale jego stare ciało nie wytrzymało – młode kroki mnicha były zbyt energiczne. Z hukiem dzban rozpadł się na kawałki, a woda rozlała się po ziemi. Mnich spojrzał na to z żalem.
– Wiedziałem, że nie można na tobie polegać – westchnął, odchodząc, zostawiając roztrzaskane skorupy.
Wydawało się, że to już koniec…
Rozbite kawałki dzbana ułożyły się w dziwny sposób, tworząc małe miseczki, w których pozostało trochę wody. Ptaki, spragnione i zmęczone po dalekich podróżach, przyleciały i zaczęły pić. Woda pluskała w skorupkach, a ptaki rozwinęły skrzydła, czując, jak powraca do nich życie. Małe drzewko, które przez wiele dni więdło w suszy, teraz zaczęło rosnąć, sięgając wilgoci z ziemi, a jego liście zaczęły się rozwijać. Ptaki usiadły na gałęziach i założyły gniazda.
Pewnego dnia przez step przejeżdżał bogaty człowiek, który zbierał zniszczone rzeczy i przemieniał je w piękno.Zauważył leżące kawałki dzbana i, z szacunkiem, dotknął ich. Wezwał swoich sług:
– Sklejcie ten dzban, ale nie ukrywajcie pęknięć. Wypełnijcie je złotem.”
I tak zrobili.
Z dawnych ran, z pęknięć i niedoskonałości, powstało coś nowego – dzban lśniący złotymi żyłami, jaśniejszy niż wcześniej, dumny z historii, którą nosił. Stał teraz w komnatach bogatego człowieka, który z dumą i radością spoglądał na swój skarb.
Bogaty człowiek, choć miał wiele dzbanów, patrzył na ten jeden jak na najcenniejszy skarb. Bo dostrzegał w nim nie tylko glinę i złoto. Widział w nim wytrwałość, ofiarność i przemianę.
Młody mnich, przechodząc obok miejsca, gdzie zostawił rozbity dzban, zatrzymał się z zachwytem, zobaczył bowiem kwitnące drzewo i pełne śpiewu ptaki.
Co się stało z dzbanem? Zapytał siebie zdumiony.
Dziś razem z misjonarzem zanurzymy się w opowieść o dzbanie, o jego losie i o nas samych. Każdy z nas, podobnie jak dzban, ma swoje chwile świetności, złamane momenty i zranienia. I choć w Afryce mówi się: 'Rozbity dzban to koniec’, może to tylko początek. Z jego pęknięć wypływa woda, która daje życie innym. Tak jak my – po każdym upadku, mimo ran, możemy dawać coś pięknego.
Pamiętajmy, jak młody mnich zauważył stary dzban, który mimo pęknięć wciąż mógł dawać wodę. My również, choć z biegiem lat nosimy ślady życia, wciąż mamy w sobie wartość. I kiedy wydaje się, że pękamy, może to być początek czegoś nowego. Nasza śmierć, jak rozbity dzban, nie kończy wszystkiego, ale jest początkiem nowego życia – życia wiecznego.


